ODSZEDŁ WOJTEK WIESZCZECZYŃSKI

Był znakomitym kibicem warszawskiej Legii i wielkim hobbystą wyścigów konnych. Ale przede wszystkim był skutecznym elektronikiem i kolegą. Zaraz po zakończeniu studiów zamieszkałem w jego mieszkaniu, w którym udostępnił mi jeden z pokojów i zupełnie mu nie przeszkadzało, że pracowałem wtedy w warszawskiej Polonii. Wieczorami dla rozrywki grywaliśmy w kości, lub gościliśmy wielu kolegów, którzy uwielbiali grę w karty. Wojtek świetnie gotował, dlatego wszelkie aktywności były przerywane smakowaniem jego potraw. Było kulturalnie, wesoło i przyjacielsko. Wojtek bardzo emocjonalnie podchodził do wszystkiego co robił. Na wyścigach bywał regularnie z grupą kolegów i kiedy trafiał, to wiedział natychmiast o tym cały tarasik na trybunie środkowej, na której Wojtek wraz z kolegami mieli zwykle swoją bazę. Były to czasy kiedy Jego elektroniczne cacka były wykorzystywane przez producentów kwiatów i warzyw, co przynosiło mu niemałe dochody. Był wesołym, szalenie kulturalnym człowiekiem, dlatego zwykle miał wokół siebie wielu kolegów, z którymi lubił przebywać do późnych godzin wieczornych. Straciliśmy ze sobą kontakt wiele lat temu kiedy wyjechałem do pracy poza granicami Polski i nie udało się nam tej znajomości odnowić, chociaż raz spotkaliśmy się jeszcze na Służewcu. O śmierci Wojtka dowiedziałem się w sobotę od jednego z naszych wspólnych kolegów. Nie zdążyli mnie powiadomić o wtorkowym pogrzebie. Odszedł super kolega, kibic, Warszawiak, inteligentny solidny elektronik, żałuję że nie odnowiliśmy naszej znajomości bliżej po latach, aby powspominać dawne, dobre czasy. Zdążyłem poznać jego żonę, z którą zabawił przed wielu laty na wyścigach. Zawsze kiedy ktoś bliski lub znajomy dochodzi na zawsze, to wyrzucamy sobie, że spotykaliśmy się zbyt rzadko. Cześć Twojej Pamięci Wojtku, spoczywaj w spokoju.