WIARA CZYNI CUDA

Cuda na Anfield. Liverpool eliminuje Barcelonę i demonstruje coś, co wydawało się niemożliwe do wykonania. Kiedy dowiedziałem się, że po absencji Firmino ubył ze składu również Salah, to nie wierzyłem, że dublerzy poniosą ten zespół do zwycięstwa. Ale futbol ma swoją magię, ma swoje tajemnice, ma swoje piękno i dramaty. Cóż może być piękniejszego przede wszystkim dla Liverpoolczyków aniżeli wyeliminowanie Barcelony po odrobieniu trzech bramek straconych w Hiszpanii. Tak czasem bywa, że bez tych najlepszych graczy, bez liderów drużyny zespół rzuca na szalę całe swoje możliwości. Mecz się ułożył, przez szybko zdobytą bramkę i to była ta kropelka nadziei wlana w serca piłkarzy, którzy uwierzyli, że mogą to zrobić, że są w stanie nawet bez swoich tuzów w ataku zdobywać bramki. Druga połowa meczu to pokaz skuteczności i mądrości w grze, bo przecież nie jest łatwo grać przeciwko takiej drużynie jak Barcelona. Wiadomo było, że w Barcelonie kłopot będą mieć Suarez i Coutinho, którzy grali w Liverpoolu i powrócili na Anfield ale w przeciwnej drużynie. Byli nieobecni, w zasadzie bez ani jednej akcji, którą można by zapamiętać, bo słaby strzał bedącego w dogodnej sytuacji Suareza, trudno oceniać jak coś wyjątkowego. Bardzo sprytnie rozegrany rzut rożny przez młodego Arnolda, który zachował się wspaniale widząc że piłkarze Barcelony nie są gotowi do obrony rzutu rożnego. Liverpool grał świetnie i to nie jeden czy dwóch piłkarzy ale cały zespół od bramkarza do napastników. Po raz kolejny sprawdziło się, że dawanie odpoczynku drużynie i wybijanie jej z rytmu meczowego nie jest dobrym rozwiązaniem. Prócz porażki z lokalnym rywalem, z którym nie było łatwo grać drugim składem, do szatni Barcelony wkradła się obawa. Obawa pokazana przez trenera, że się obawia o formę piłkarzy, bo zauważył że są zmęczeni i daje im odpocząć. To jest najgorsze przesłanie do zespołu jakie mógł wymyślić szkoleniowiec Barcy. Zamiast wmawiać im że są znakomici, że mecz ligowy traktują jako trening, to trener ich odsuwa od zespołu, mówi odpoczywajcie, bo jesteście już zmęczeni, to było najgorsze przesłanie rzucone drużynę. Z drugiej strony, w szatni Liverpoolu, Jurgen Klopp pokazał piłkarzom wielką wiarę w możliwości stworzenia dobrego widowiska, a jeśli dopisze skuteczność w ataku i obronie, to wszystko może się zdarzyć. I zdarzyło się. Liverpool zdeklasował Barcelonę w dwumeczu, mimo że w pierwszym meczu stracił trzy bramki, bo to jest możliwe w futbolu, że gra się znakomicie, stwarza sytuacje i przegrywa się wysoko. Ale Liverpool grał znakomicie w obu meczach i gdyby wykorzystał połowę sytuacji w pierwszym meczu to byłoby im zdecydowanie łatwiej. Jurgen Klopp dokonał znakomitej zmiany wprowadzając Wijnalduma, który zdobywa dwie bramki. Wprowadzenie Wijnalduma za lewego obrońcę, najprawdopodobniej, była to zmiana wymuszona, ale przestrojenie ustawienia zespołu na pozycjach, okazało się kluczem do sukcesu. Barca miała swoje szanse, ale zdeprymowany Suarez czy Messi czy Alba nie potrafili pokonać bramkarza Liverpoolu, który jest też jednym z bohaterów tego meczu, bo wybronił to wszystko, co wybronić powinien. Super Liverpool, chociaż odczuje ten mecz z pewnością mocno w kościach, stawach i mięśniach. Może to kosztować zespół przegraną rywalizację o mistrzostwo Anglii, chociaż z taką euforią jaka teraz panuje w szatni Liverpoolu wszystko dla nich jest teraz możliwe. Jednak z pewnością celem nadrzędnym dla klubu jest zdobycie Pucharu LM. Z pewnością większość piłkarskiego światka będzie trzymać kciuki za drużynę z Anglii, bo każdy lubi takie historie jak ta Liverpoolu, pisane podczas długiej drogi z piekła do futbolowego Nieba.