RAKÓW, RAKÓW, RAKÓW

Nowe określenie na sposób gry polskiego zespołu, jako cierpiącego na boisku, to też pewne novum w naszym futbolu. Ale właśnie taka taktyka była dla Rakowa najbardziej skuteczna. Wiadomo było, że entuzjastyczni piłkarze Arisu, nie bacząc na zawiłości taktyczne będą mocno naciskać w pierwszej połowie meczu. A więc trzeba było dać się im wyszumieć i przy odrobinie szczęścia szczególnie po uderzeniu Stępińskiego w słupek, można było z zerowym kontem schodzić na przerwę. Po przerwie wystarczyło już trochę odważniej zaatakować, bo było wiadomo, że młody trener Arisu nie bardzo będzie wiedział jak reagować i trudno będzie zmienić mu sposób gry z prób rozwiązywania ataku środkiem pola, na grę bardziej urozmaiconą. Oczywiście trudno było oczekiwać, że piłkarze Arisu nie będą oddawać strzałów, oddali ich osiemnaście z czego sześć w światło bramki. Ale Raków ma znakomitego bramkarza, który dał sobie znakomicie radę ze wszystkimi celnymi uderzeniami na bramkę potwierdzając, że zespół tworzy się od tyłu, rozpoczynając od bramkarza. Solidna gra obrońców i pracowitość w grze w obronie pozostałych graczy, dały zamierzony efekt, a ukoronowaniem całości była znakomity strzał Tudora z rzutu wolnego. Raków wyglądał na tle Arisu jak doświadczony belfer karcący niesfornego ucznia. Aż trudno mi było uwierzyć, że aktualny mistrz Cypru jest tak bezradny w rywalizacji z polskim mistrzem. Aris to mały klubik, co mogliśmy zobaczyć na trybunach, bo cztery tysiące kibiców, to na Cyprze niebywała sytuacja w porównaniu z innymi drużynami zdobywającymi dotychczas mistrzostwo kraju. Pamiętam boje polskich drużyn z Apoelem, Apollonem, Anorhosisem gdzie mecze rozgrywane były przy pełnych stadionach. Dlatego szacun dla Arisu, że mimo tak niewielkiego wsparcia kibiców, potrafili sięgnąć po mistrzostwo. Wielkie gratulacje dla Rakowa, i oby tak dalej.