3 PUNKTY LECHA NIBY NIEWIELE ALE JAK CIESZĄ

Lech Poznań wygrał swój mecz w grupie Ligi Europy 3:1 ze Standardem Liege. Lubię oglądać mecze wygrane przez polskie drużyny na arenie międzynarodowej. A lubię je oglądać tym bardziej, kiedy są w nich powtarzalne akcje na skrzydłach, wyuczone prostopadłe podania do napastników od rozgrywających i wiele akcji indywidualnych podejmowanych przez grających ofensywnie piłkarzy. W Lechu to wszystko można spokojnie wyodrębnić a co więcej można pokazać, że po bliźniaczo podobnych akcjach Lech zdobywa bramki. To wszystko jest efektem dobrej pracy trenera i jego ekipy, a piłkarze wykonują przygotowane wcześniej zagrania bardzo skutecznie. Lech dopracował się trójki dobrej klasy rozgrywających, którzy przeplatają bardzo dobre zagrania, czasem akcjami nieudanymi ale tych ciekawych i skutecznych akcji w wykonaniu Lecha jest zdecydowanie więcej. Kiedy piłka trafia w ten trójkąt poznański Tiba-Ramirez-Moder, to wiadomo, że coś ciekawego może się z ich współpracy urodzić. W bocznych sektorach boiska królują Puchacz i Czerwiński i na potrzeby klubowe jest to bardzo mocna para bocznych obrońców, a dokładne podania Puchacza dały w tym meczu Lechowi zwycięskie bramki. Aby jednak Puchacz mógł tak skutecznie grać i mieć odrobinę czasu na skoncentrowanie się przed dokładnym uderzeniem, trenerzy przygotowali wariant gry, który pozwolił Puchaczowi mieć tę chwilę wolną od przeciwnika, aby można było dokładnie podać piłkę do napastników. Fajnie się to oglądało, bo każdy był do realizacji zadań taktycznych dobrze przygotowany. Skutecznością wreszcie błysnął Ischak, co dodało skrzydeł drużynie, bo można grać znakomicie ale jeśli nie ma skutecznego strzelca to jest kłopot z wygrywaniem. Lech bramki traci, Lech włącza się wieloma zawodnikami w akcje ofensywne i daje się złapać od czasu do czasu na kontry. Na szczęście Standard nie miał zbytnio kim straszyć, bo zanotował znaczne ubytki w składzie i szczęśliwie trafiło to osłabienie drużyny na mecz z Lechem. Ale w sporcie trzeba mieć trochę szczęścia i jak widać Lech to szczęście ma, nawet jeśli sędzia zamiast drugiej żółtej kartki wyjaśnia zawodnikowi Standardu czego robić na boisku nie wolno. Tym bardziej, że jeszcze zanim ten mecz się na dobre rozkręcił, to już żółtą kartkę za podobny faul zarobił Ramirez. Tu sędzia nie chciał nic tłumaczyć, pokazał kartkę i pobiegł dalej. Dobrze, że Lech ten mecz wygrał, to o niepokazanej kartce zapomniano. Radość w Poznaniu, radość w środowisku piłkarskim. Co może wydawać się nierealne ale te trzy zdobyte punkty pozwalają Lechowi marzyć nawet o wyjściu z grupy. Bez marzeń nie ma wielkich sukcesów, dlatego niby tylko trzy punkty w koszyczku Lecha, ale jak wiele radości. Oby takich radości było jak najwięcej.