Polskie realia reprezentacyjne nie są dla cudzoziemców proste. Już sama nauka nazwisk stwarza problemy, a co dopiero kiedy trzeba ocenić bez różowych okularów umiejętności zawodników. Selekcjoner już wie, że nie może się wesprzeć żadnymi podpowiedziami, bo większość podpowiedzi podrasowana jest współpracą z agentami zawodników. W sporcie coraz trudniej o łatwe zwycięstwa, a wyrównany poziom wyszkolenia tak zwanych europejskich średniaków, powoduje nerwowe reakcje na trybunach. Nareszcie dojrzani zostali piłkarze z naszej rodzimej Ekstraklasy i co najciekawsze, doskonale sobie radzili na tle kolegów, których droga kariery zawiodła do klubów zagranicznych. Dlatego tak ważne jest, aby zawodników oglądał bezpośrednio sam selekcjoner a nie jego wysłannicy. Ale zagranicznych selekcjonerów nie jest łatwo zatrzymać w naszym kraju i wymagać aby pędzili z meczu na mecz, szczególnie tych, dla których klimat i temperatura ma znaczenie. Rozumiem selekcjonera, sam spędziłem wiele lat na Cyprze i staram się tam bywać, kiedy tylko możliwości na to pozwolą. Bo ciepło, bo beztrosko, bo śródziemnomorsko a owoce morza i owoce na drzewach o naturalnym smaku. Ale mecze wolę oglądać w Polsce. Dlatego tak, jak zagraniczni selekcjonerzy przystosowują się powoli do polskich realiów, tak my równie długo będziemy poznawać filozofię gry i zwyciężania preferowaną przez nowego selekcjonera. Najważniejsze, że piłkarze, włącznie z Robertem Lewandowskim wypowiadają się o selekcjonerze bardzo pozytywnie. To świetny sygnał dający nadzieję na długą współpracę. Oczywiście rzadko się zdarzało, że kadrowicze krytykowali selekcjonerów, ale czasem używali zasady, że jak mam coś powiedzieć źle o trenerze, to lepiej nic nie mówić. Z pewnością będziemy mieli wiele radości z pracy Fernando Santosa z naszą reprezentacją, chyba że mimo kontraktu, sam stwierdzi, że praca z naszą kadrą, to wciąż zbyt małe wyzwanie dla tej klasy trenera co Fernando Santos.