TRENERZY Z NIEMIEC

Wydawać by się mogło, że szkoła trenerska z Niemiec święci triumfy w Europie. I rzeczywiście, jeśli popatrzymy na finał Ligi Mistrzów, taki wniosek nasuwa się sam. Problem w tym, że kiedy popatrzymy w CV trenerów, to już teza ta nie jest tak jednoznaczna. Każdy z trenerów dochodził do tego poziomu zupełnie różnymi drogami i nie ma to wiele wspólnego z niemiecką szkołą trenerów. Thomas Tuchel, jeszcze w wieku 24 lat był kelnerem i barmanem, bo słabe zdrowie nie pozwoliło mu na rozwijanie kariery piłkarskiej. I tylko pomoc, a w zasadzie pomocna dłoń wyciągnięta przez kogoś, kto w futbolu niemieckim już wiele znaczył spowodowała, że wrócił na boisko, zajmując się treningiem młodzieżowych zespołów i mając na tym polu niezłe wyniki w pracy z młodzieżą dostał szansę na pracę z seniorami, co udrożniło jego karierę szkoleniową. Znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i splot sprzyjających okoliczności spowodował, że otrzymał zespół, z którym mógł osiągać znaczące sukcesy. Z drugiej strony w zupełnie inny sposób rozwijał się talent trenerski Hansi Flicka, który był zauroczony nowymi technologiami, trafił pod skrzydła człowieka, który na nowych technologiach zbił niesamowitą fortunę, a ponieważ milioner nie zrobił kariery w futbolu, to postanowił zainwestować w rozwój klubu i dał szansę pracy Hansiemu, który siedząc w tabelkach, bazach danych i rozwijając nowe technologie w oparciu o ich pomoc dla futbolu, znalazł wspólny język ze swoim promotorem. I tak praca nad bazami danych zaprowadziła Flicka na ławki trenerskie, jako szkoleniowca współpracującego w klubach i reprezentacji, gdzie mógł spokojnie rozwijać się szkoleniowo, pomagając swoją wiedzą informatyczną i doprowadzając swoją pomocą trenerom w pracy z reprezentacją Niemiec do tytułu Mistrza Świata. Uczył się, miał możliwość podpatrywać najlepszych szkoleniowców, czy w reprezentacji czy w Bayernie i miał szczęście pracować zwykle z tym złym szkoleniowcem – policjantem, odgrywając rolę tego dobrego policjanta w szatni. Dlatego miał coraz lepszy kontakt z zawodnikami i zespołami, w których pracował, wystarczy powiedzieć, że kiedy zniknął z ławki trenerskiej reprezentacji Niemiec, to już nie powtórzono tytułów, jakie osiągano kiedy z zespołem i pierwszym trenerem współpracował Hansi Flick. Podobnie było w Bayernie, gdzie poznał dobrze potrzeby szatni i kiedy zwolniono, kolejnego szkoleniowca a on jako ten drugi otrzymał szansę poprowadzenia drużyny w dwóch meczach, pociągnął ten zespół do samych zwycięstw i najpierw dwa mecze przeciągnęły się na cztery a cztery zamieniły się na kontrakt na kolejny sezon i Flick doprowadził zespół do finału Ligi Mistrzów. W obu przypadkach tak zwana szkoła ma niewiele wspólnego z ich profilem pracy szkoleniowej a raczej zbiór szczęśliwych, życiowych zdarzeń i spotkanie na swojej drodze ludzi, którzy w odpowiednim momencie wyciągnęli do trenerów pomocne dłonie, dały impuls aby ich sposoby pracy, zupełnie różne i oparte na zupełnie innym podłożu rozwinęły się i zamieniły w sukcesy. Po erze Francuzów, Włochów, czy Holendrów, przyszedł czas na Niemców na ławkach trenerskich w Europie i teraz finał LM pokaże który sposób pracy z drużyną, a są one zupełnie różne okaże się skuteczniejszy – ten dobry policjant w szatni Flick czy ten zły policjant jeśli chodzi o kontakt z zespołem Tuchel. Obydwaj szkoleniowcy bardzo różni ale już ze znakomitą marką w Europie.