NIE WYCHODŹMY Z DOMÓW

W naszym kraju ponad siedemdziesiąt procent osób uprawia lub uprawiało sport. Jedni brali udział w zajęciach sportowych amatorsko inni półzawodowo a jeszcze inni zawodowo. Dlatego przede wszystkim ta grupa osób jest przyzwyczajona do tego, że jest takie słowo jak grupowa dyscyplina oraz podporządkowywanie się zaleceniom tego jednego, który zarządza całością grupy czyli trenerowi-selekcjonerowi. Obecnie takim selekcjonerem dla wszystkich Polaków jest Minister Zdrowia i to jego zalecenia oraz nakazy są natychmiast realizowane przez większość z nas. Należy słuchać naszego głównego selekcjonera i stosować się do jego zaleceń. Pozostaje jeszcze grupa tych, którzy ze sportem nie mieli wiele wspólnego i oni nie bywali w szatniach sportowych, nimi nikt w sposób sportowy nie zarządzał i nie musieli nikogo specjalnie słuchać, podporządkowywać się, ani poddawać się niczyim zaleceniom. Im pewnie jest najtrudniej, bo przecież zawsze decydowali o sobie sami i wszystko wiedzieli lepiej, będąc mocnymi indywidualistami. Teraz musimy wszyscy słuchać zaleceń selekcjonera-lekarza i stosować się bezdyskusyjnie do jego zaleceń. Nie wychodźmy z domu, jeśli nie musimy, albowiem wirus przenosi się drogą kropelkową, czyli może unosić się przez chwilę w powietrzu, jeśli przed chwilą tuż przed nami lub obok nas przechodził ktoś, kto nawet może nie wiedzieć, że wydycha w eter zakażone powietrze. Jak się okazuje tylko separacja daje najlepsze wyniki. A więc separujmy się do czasu kiedy nasz lekarz-selekcjoner zaleci, że już można będzie ogłosić zwycięstwo nad wirusem. Zdaję sobie sprawę z faktu, że nie jest to łatwe, aby siedzieć w domu przez kilka tygodni, bo przecież pokus jest co niemiara z piękną pogodą włącznie. Tak jak smutna była niedziela palmowa, tym bardziej smutne będą Święta Wielkiej Nocy. Nie jest w tych Świętach ważne co będzie na stole i czy w ogóle cokolwiek specjalnego będzie, bo przecież z rodziną będziemy się mogli zobaczyć tylko przez scape i ani dzieci ani wnuków nie będzie można uścisnąć. To trudny czas dla nas wszystkich i podawanie ile osób jest na różnego rodzaju kwarantannach jest oczywiście ważne ale nie najważniejsze, albowiem wszyscy jesteśmy na swoistej kwarantannie i żyjemy zamknięci i odizolowani od naszych rodzin, przyjaciół, znajomych, chociaż nas policja nie musi codziennie sprawdzać. Dlatego wspierajmy się wzajemnie, dawajmy sobie otuchę i nadzieję, szukajmy pozytywnych momentów wszędzie tam, gdzie można je znaleźć. Książki, filmy, wewnątrzdomowe minimum półgodzinne marsze, które podniosą nam liczbę uderzeń tętna do 120 uderzeń na minutę. Wystarczy mieć zegarek z sekundnikiem i dotknąć dłonią szyi aby wyczuć uderzenia tętna, przytrzymać tak piętnaście sekund, później pomnożyć przez cztery i będziemy wiedzieli jaka jest liczba uderzeń tętna na minutę. Szybki marsz bez względu na to jak duży mamy pokój, przedpokój i taras, można to zrobić. Widzieliśmy filmik o osobach, które przebiegły sobie maraton mając dziesięciometrową prostą. Wspierajmy najsłabszych, samotnych i niesamodzielnych. Dbajmy o dzieci, żeby one jak najmniej przez nas cierpiały i aby takie zarazy jak obecna nie zabierały im dzieciństwa. Ja mam ten komfort, że mam scape i mogę moim wnukom czytać bajki przed snem. Usypiają przy tych bajkach znakomicie, mając możliwość chociaż przez jakiś czas zobaczyć się z babciami i dziadkami. Szanujmy zalecenia lekarza -selekcjonera i nie wychodźmy z domów. Życzę zdrowia.