CZAS FC LIVERPOOL

Liverpool FC odświeżył swoją nazwę klubową na poziomie rozgrywek w Lidze Mistrzów. Z pewnością u podstaw  tegorocznego sukcesu leży nazwisko trenera zespołu Jurgena Kloppa. Długo nie mógł przekonać piłkarzy do swojej filozofii futbolu, miał w drużynie nadmiar gwiazd, lub piłkarzy uważających się za gwiazdy, co przede wszystkim objawiało się fochami w szatni. Klopp przemyślał i dokładnie przeanalizował sytuację jaką miał w zespole i zdecydował, że jeden z jego dobrych napastników musi odejść. Ale szkoleniowiec zrobił to w mistrzowski sposób. Spokojnie rozrzucone zostały wici, że są w Liverpoolu zawodnicy, którzy mogliby wzmocnić np Barcelonę, szczególnie, że po odejściu Neymara zrobiła się dziura na skrzydle drużyny z Hiszpanii. Później zaczęto tańce wokół kwoty transferowej, Klopp nadal utrzymywał, że potrzebuje wszystkich graczy, którymi dysponuje i dopiero po sześciu miesiącach od pierwszych rozmów pozwolił na przejście Philippe Coutinho do Barcy, za kwotę ponad 100 mln Euro. Brazylijczyk, reprezentant kraju, kiedy tylko nie wychodził w podstawowej jedenastce, natychmiast miał marsową minę co przekładało się na atmosferę w szatni. Nie był w tych fochach osamotniony. Wystarczy zdjąć zbyt szybko z boiska Sadio Mane, aby natychmiast wykreować górę kłopotów w szatni. Szkoleniowiec musiał nauczyć się tej specyficznej szatni, a później zaczął modelować ją na swój sposób. Problemy brazylijskie sprzedał Barcelonie, ale jeśli Coutinho będzie grywał regularnie, to nie będzie z nim problemu. Sadio Mane gra i jest szczęśliwy, chociaż z góry było wiadomo, że nie reprezentant Brazylii czy Senegalu jest numerem jeden w ataku Liverpoolu tylko reprezentant Egiptu Mohamed Salah, którego Klopp wykreował w sposób wspaniały. Wszyscy szczęśliwi, Liverpool gra fantastycznie, a już wyrzucenie poza burtę tegorocznego turnieju drużyny Manchester City, to wisienka na torcie, która smakuje bardzo słodko, bo rywal jest tuż zza miedzy. Liverpool trafił w półfinale na Romę i nie jest to najlepsza wiadomość dla angielskiego klubu. Oczywiście w tej fazie rozgrywek, nie ma co płakać nad klasą przeciwnika, tylko z każdym należy wygrać, jak mawia trener Bayernu, ale akurat Roma jest w piłkarskim Niebie, bo po odrobieniu trzech bramek w meczu z Barceloną entuzjazm z tamtego meczu potrafi utrzymać w kolejnych meczach, to Roma będzie czarnym koniem tegorocznych rozgrywek. Ale póki co czarnym koniem jest Liverpool i mecz tych dwóch zadowolonych w tym roku ze swojej formy drużyn, będzie nie mniej ciekawym widowiskiem aniżeli mecz Bayernu z Realem. Super kluby, super piłkarze, super mecze. Będzie co oglądać na arenie międzynarodowej w nadchodzącym tygodniu. A u nas Arka lepsza w dwumeczu od Korony Kielce i kolejny polski szkoleniowiec wprowadził drużynę do finału rozgrywek o Puchar Polski. Dzisiaj dowiemy się o kolejnym finaliście rozgrywek o Puchar Polski i też będzie ciekawie.