Złe wiadomości chodzą zwykle parami ale w tym zawirusowanym świecie, złe wiadomości pchają się do nas tłumnie. Przeczytałem wiadomość o śmierci Andrzeja Tomczyka, piłkarza z którym miałem przyjemność pracować. Andrzej odszedł za szybko, ale też za szybko się urodził, bo gdyby dzisiaj grał w piłkę, a nie przed kilkudziesięciu laty, to przy jego wzroście, prawie 1,90 cm, szczupłej budowie ciała i potężnym uderzeniu tak prawą jak i lewą nogą, byłby dzisiaj niesamowicie poszukiwanym zawodnikiem na rynku. Andrzej był typowym środkowym napastnikiem. Nie potrzebował brać wielkiego zamachu aby potężnie uderzyć piłkę. Miał bardzo ładnie dopracowane, dokładne uderzenie i chociaż wysoki wzrost sugerowałby, że powinien raczej dostawać podania górą i walczyć o piłkę w powietrzu, to on lubił grę dołem i najlepiej czuł się, kiedy mógł sobie przedryblować obrońcę, ułożyć piłkę do strzału i uderzać. Bardzo szanowany i lubiany w szatni. Nigdy nie był duszą towarzystwa, a raczej lubił spokój i uporządkowane przygotowanie do meczu. Lubiłem patrzeć na jego grę, bo poruszał się po boisku swobodnie i z takim luzem, cechującym wysokiej klasy graczy a nawet wysoki wzrost nie przeszkadzał mu w znajdowaniu sobie miejsca do gry kombinacyjnej. Takim go zapamiętałem, wysoki, szczupły, spokojny, skuteczny, trochę zamknięty w sobie ale lubiący żart i bardzo pozytywnie nastawiony do gry. Żegnaj Andrzeju, w Legii, w Hutniku, w Gwardii i w wielu innych klubach kibice zawsze będą Cię pamiętać i wspominać. Pozostaniesz też na zawsze w mojej pamięci, bo mam miłe wspomnienia z naszej współpracy. Żegnaj znakomity napastniku, Cześć Twojej Pamięci.