Tętno trenerów, którzy nie biegają, nie mają wysiłku fizycznego a tylko przemieszczają się obok swojej ławki rezerwowych dochodzi do ponad dwustu uderzeń na minutę. Podobnie jest z ciśnieniem, które rośnie w miarę zbliżania się końca meczu. W spotkaniu Manchester City z Tottenhamem obydwaj szkoleniowcy rozebrali się w końcówce meczu i kierowali zespołami w samych koszulach. Już im wszystko przeszkadzało, marynarki, swetry, krawaty. Mecz miał niesamowitą dramaturgię a awans do półfinału Ligi Mistrzów przechylał się raz na jedną, raz na drugą stronę. Siedem bramek uznanych przez sędziów i jeszcze te nieuznane, które rozstrzygnął sędzia ale dzięki systemowi VAR. Szczególnie bramka zdobyta w samej końcówce meczu przez City na 5:3, która dałaby awans drużynie z Manchesteru, byłaby trudna do wyłapania przez sędziów, gdyby nie było pomocy w systemie VAR. Do półfinału wszedł Tottenham i jest to z pewnością sensacja na miarę Ligi Mistrzów, szczególnie, że zagrali bez swojego najlepszego strzelca Harrego Kane. Widząc rozebranych trenerów, warto byłoby zbadać ich tętno. Na przemian rozbierali się i ubierali, czekali na VAR, szaleli z radości i wpadali w rozpacz. Huśtawka nastrojów niebywała a co znaczyło zwycięstwo zwycięstwo na własnym boisku, niby nikłe bo tylko 1 : 0 ale jakże ważne w ogólnym rozrachunku. Tottenham pisze swoją wspaniałą historię. Spisywany na porażkę Tottenham, bo City wydawał się zespołem jednym z trzech najważniejszych w tych rozgrywkach, a Tottenhamu raczej nie wymieniano w gronie faworytów, podobnie jak Ajaxu, dokonał teoretycznie niemożliwego. Ale w futbolu niemożliwe nie istnieje. Dlatego tegoroczna edycja tych rozgrywek jest tak piękna, bo odpadają giganci, a przechodzą dalej ci, którzy nie mając nic do stracenia, rzucają na szalę totalne poświęcenie się dla zespołu, dla klubu, dla drużyny i mimo, że ta szalka szans przechylała się raz dla Tottenhamu raz dla Manchester City to piękno porażki, dającej mimo wszystko awans do kolejnej rundy, jest najbardziej słodką porażką w dotychczasowej edycji tych rozgrywek. City miało wszystko wygrać, teraz może wszystko stracić, bo na tym poziomie rozgrywek, jedna porażka robi kolosalną różnicę. Brawo Tottenham, brawo Ajax, szkoda że wpadają teraz na siebie i któryś z tych zespołów będzie musiał pożegnać się z finałem. Za to drugi półfinał będzie nie lada szlagierem. Liverpool zmierzy się z Barceloną i będzie to pojedynek gigantów. Obydwa zespoły w topowej formie, nieznacznie lepszy chyba jest Liverpool, ale na tym etapie rozgrywek wszyscy mają 50% x 50% szans i nie ma tu faworytów ani outsiderów. I to jest wspaniałe, bo w obydwu meczach wszystko będzie mogło się wydarzyć.