Zagranie piłki ręką przez zawodnika Arki Gdynia, po którym zdobyta została bramka, wywołało dyskusję w środowisku piłkarskim. Zagranie ręką przez zawodnika z pola i bramkarza poza 16-stką, jest przewinieniem i tylko reakcja sędziego może skutecznie zweryfikować takie zagranie. Na poziomie Ekstraklasy, każde tego typu zagranie jest dobrze widoczne. Pokazywane z wielu kamer uwidacznia błąd arbitra i w zasadzie nic więcej nie trzeba tu dodawać. Piłkarze chcą zwyciężać za wszelką cenę. Ratują swój klub od spadku, grają o awans lub o miejsca pucharowe. Dlatego podejmują się często takich zagrań, jakie są niezgodne z przepisami gry aby zwyciężyć za wszelką cenę. Ale zespoły w ryzach przepisów trzymają sędziowie i tylko na ich konto takie zagrania powinny być zapisywane. Podobnie jest w niższych klasach rozgrywkowych, gdzie nie ma tak wielu kamer jak w Ekstraklasie lub nie ma kamer w ogóle, a błędy sędziowskie są podobne. Można winić w mediach piłkarza, że zdobył bramkę w sposób niezgodny z przepisami gry ale czy można ganić zawodnika za to, że obronił na linii bramkowej piłkę ręką i nie dopuścił do utraty bramki. A przecież przewinienia są takie same. Warto byłoby zapytać kolegów tych piłkarzy w szatni, którzy w sposób niezgodny z przepisami w obu przypadkach osiągnęli wyniki, które w tym momencie drużynę satysfakcjonowały i zapytać, czy też mają pretensje do ich kolegi, że zdobył bramkę ręką lub innemu, że obronił ręką stojąc na linii bramkowej. Może zdziwią się wszyscy, ale szatnie żyją swoim specyficznym życiem i w większości z nich liczy się przede wszystkim końcowy sukces, osiągany za wszelką cenę i wszelkimi możliwymi sposobami, a nie czy ktoś po drodze zagrał fair czy nie. Faul taktyczny, gdzieś na środku boiska, kiedy zawodnik zatrzymuje akcję bramkową, to też zagranie wbrew przepisom, za które zwykle piłkarz jest karany żółtym kartonikiem. Ale sfaulował z premedytacją, chciał to zrobić świadomie i tak, jak przy zagraniu piłki ręką strzelając lub ratując bramkę, robi coś totalnie niezgodnego z przepisami gry. Takich zagrań się nie wykluczy z rywalizacji drużyn, w żadnej z gier zespołowych, ale po to są sędziowie aby takie sytuacje wyłapywać. Jeśli w koszykówce zawodnik opuszcza boisko z powodu liczby przewinień, to nie dlatego, że grał fair, tylko że łamał przepisy gry. Podobnie w hokeju czy piłce ręcznej. Bo gdyby sędzia nie uznał bramki w Gdyni i zarządził rzut wolny od bramki, nikt o całym zdarzeniu by nawet nie wspomniał. Ale sędzia nie potrafił tej sytuacji ocenić prawidłowo i nawet konsultacja z sędzią liniowym nic nie dała. Dzisiaj, kiedy już zobaczył tę sytuację z wielu kamer, wie, że popełnił błąd, podobnie jak wielu innych sędziów, którzy nie byli w stanie zauważyć innych przekroczeń przepisów gry. Niestety te najbardziej spektakularne omyłki sędziowskie, które spowodowane były sprytnym zachowaniem zawodników, którzy nawet za cenę oszukania wszystkich na boisku, na trybunach i przed telewizorami, podejmowali się takiego zachowania, przechodzą do historii i dlatego zawsze odkurza się w takich sytuacjach Jana Furtoka, Maradonę czy Thierego Henry ale nikt nie pamięta, którzy sędziowie dali się wtedy nabrać zawodnikom. System powtórek VAR jest jedynym ratunkiem dla sędziów i może pomóc arbitrom, bo skoro nawet sędzia liniowy nie jest w stanie podpowiedzieć sędziemu głównemu, to rzeczywiście jedyny ratunek jest w elektronice, która wszystkich problemów z pewnością nie rozwiąże, ale z pewnością pomoże w zmniejszeniu liczby podobnych błędów.