ŁATWY CEL

Każda drużyna po porażce jest łatwym celem. W zasadzie nikt nie chce słuchać argumentów trenerów i zawodników bo i tak każdy ma swoją klarowną opinię na temat przegrywających. Kiedy dotyczy to reprezentacji Polski w piłce nożnej, to krytyka staje się bezlitosna i masowa tak jak masowo tej reprezentacji kibicujemy. Liga Narodów jest najnowszymi rozgrywkami UEFA i rozpoczynaliśmy w niej egzystencję na najwyższym poziomie. To zobowiązywało i było dla nas bardzo cenne, albowiem mogliśmy doskonalić poziom gry reprezentacji w konfrontacji z najlepszymi w Europie. Ponadto długo trwało, zanim wdrapaliśmy się na ten poziom rozgrywek i należało zrobić wszystko aby się tam utrzymać. Nie udało się, ale co gorsze nie udało nie dlatego, że do tego poziomu nie pasujemy, ale dlatego, że potraktowaliśmy te rozgrywki mało poważnie, ogłaszając już przed ich rozpoczęciem, że tak naprawdę to one nie mają dla nas większego znaczenia i są tylko takimi trochę ważniejszymi meczami towarzyskimi. Nic bardziej błędnego i odpowiedź na taki sposób podejścia do tych rozgrywek dali jednoznacznie kibice, reagując gwizdami w meczu z Portugalią i po meczu z Włochami. W reprezentacji jest tak, że ćwiczy się i przygotowuje nowe warianty gry i ustawień za zamkniętymi drzwiami, a mecz ma być już gotowym produktem. Niestety poszukiwania nowej twarzy zespołu są robione na żywym organizmie czyli w trakcie meczów o punkty, co zawsze jest ryzykiem a jeśli kończy się tak, jak w ostatnim dwumeczu, to nie ma się co dziwić, że kibice zareagowali w sposób przykry dla drużyny. Po pierwszym meczu o punkty z Włochami wydawało się, że zmierzamy w dobrym kierunku. Graliśmy z kontry, stwarzaliśmy sytuacje bramkowe i przywieźliśmy cenny remis z trudnego terenu. Ale niestety od tamtego meczu zaczęły się trudne do wytłumaczenia eksperymenty, które rozmontowały skład drużyny, jej sposób na zwyciężanie i jak mówią sami zawodnicy, były trudne do zrozumienia nawet przez piłkarzy. Efekt jest taki, że Włosi od meczu z nami na własnym boisku, zrobili milowy krok do przodu utrzymując się w europejskiej ekstraklasie i są z szansami na zajęcie pierwszego miejsca w grupie, a my opuszczamy ten poziom rozgrywkowy, chociaż do meczu w Chorzowie, mieliśmy realną szansę na co najmniej pozostanie w lidze. Oczywiście w takiej sytuacji naturalną koleją rzeczy jest krytyka, ale kiedy opadną już emocje, to jedynym wnioskiem będzie, że trzeba tej drużynie pomóc i medialnie i zawodowo. Jak nieprofesjonalnie wygląda dzisiaj strata wielu godzin na przygotowanie się do tak ważnego meczu, kiedy selekcjoner i piłkarze dali sobie czas wolny podczas zgrupowania, zamiast przygotowywać się punkt po punkcie do meczu. Medialna samokrytyka selekcjonera po meczu, jest czymś zupełnie nowym w tym zawodzie i też nie wiadomo, jakie przyniesie efekty. To też element zbierania doświadczeń, co jest możliwe, będąc na tak eksponowanym stanowisku, a czego nie powinno się w reprezentacji robić. Nad reprezentacją młodzieżową jak narazie należy zaciągnąć kurtynę milczenia i koncentrować się wyłącznie na pierwszym zespole, bo on jest oczkiem w głowie milinów kibiców w Polsce. Reprezentacja nie była przygotowana pod żadnym względem do dwumeczu i to jest najważniejszy wniosek po tych potyczkach. Wypada wierzyć, że doświadczenia i wnioski zebrane przez selekcjonera przełożą się na zupełnie inny obraz drużyny w eliminacjach mistrzostw Europy. Teraz nastąpi ciężki czas dla wszystkich, bo  margines błędów został wyczerpany i przede wszystkim kibice oczekiwać będą już tylko poprawy jakości gry i zwycięstw, także w meczach towarzyskich. To dodatkowa presja o jakiej ta drużyna już dawno zapomniała i też nie wiemy jak na nią zareaguje.