Prowadziłem Legię w latach osiemdziesiątych i w europejskich pucharach trafiliśmy na Inter Mediolan. Po bezbramkowym remisie w Mediolanie, graliśmy rewanż na Legii. Kiedy już z Lucjanem Brychczym, który był w tamtym czasie drugim trenerem zespołu, wypisywaliśmy pierwszą piątkę do rzutów karnych, przypadkową akcję przeprowadził Alessandro Altobelli a Pietro Fanna zdobył zwycięską bramkę dla Interu. To był szok dla nas wszystkich, więc dokładnie wiem co czuje trener, którego zespół na chwilę przed ostatnim gwizdkiem sędziego przegrywa mecz. Legia nie sprostała Rangersom, chociaż stworzyła sobie dwie sytuacje, z których przynajmniej jedna powinna zostać zamieniona na bramkę. Ale w Legii skrzydłowi nie zdobywają bramek a polski napastnik wszedł zbyt późno na boisko aby stworzyć sobie więcej sytuacji do zdobycia bramki. Mecz nie był wyrównany, chociaż Legia nie pękła, grała otwarty futbol i dążyła od początku do zdobycia bramki to jednak gospodarze opanowali środek pola i co chwila wyprowadzali niebezpieczne kontry. Rangersi dostali prezent od aury, bo lało jak z cebra, a oni czują się w takich warunkach komfortowo. Oczywiście stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji do zdobycia bramki ale skoro ich nie wykorzystywali, odnosiło się wrażenie, że dogrywka jest nie unikniona. A w dogrywce wszystko zdarzyć się może, pamiętając, że w Warszawie Rangersi nie wytrzymali meczu kondycyjnie. Jednak do dogrywki nie doszło i kolejny rok w europejskich pucharach jest już poza polskimi zespołami. Pewnie interweniował w trakcie meczu Majecki, ale przy utraconej bramce, nie miał wiele do powiedzenia. Tym razem obrońcy nie grali pewnie, przez co napastnicy Rangersów dochodzili do klarownych sytuacji bramkowych. W środku pola trudno było o przygotowanie składnej akcji, bo bardzo agresywny sposób gry gospodarzy na to nie pozwalał. A skoro piłkarze grający w środku mieli kłopoty, więcej należało oczekiwać od skrzydłowych. Legia odpadła w tradycyjnie polskim stylu, po walce do końca i po utracie bramki w samej końcówce meczu. Teraz czeka nas już tylko oglądanie rywalizacji drużyn, w których od czasu do czasu pojawi się polskie nazwisko. I to jedyna radość klubowo – futbolowa jaka czeka nas w meczach o europejskie puchary.