Trudno było sobie wyobrazić, że taki zespół jak Real Madryt może być tylko tłem dla jakiejkolwiek drużyny klubowej w Europie. A jednak, w meczu z Barceloną drużyna Carlo Ancelottiego nie istniała. Nie można powiedzieć nic pozytywnego o żadnej formacji a co jeszcze bardziej dla nich bolesne nic dobrego nie można powiedzieć o żadnym z piłkarzy. Barcelona grała jak natchniona. Kreowała wiele akcji, po których piłkarze dochodzili do czystych sytuacji bramkowych, z których trzy zamienili na bramki. Fantastyczną partię rozgrywał Busquets w środku pola, ale największe brawa należą się napastnikom, Gavi zdobył bramkę i miał dwie asysty, Lewandowski zdobył bramkę i miał jedną asystę a Pedri pracował z wielką dynamiką przez większość meczu. Odnalazł się znakomicie De Jong i wspólnie z Buquetsem króluje w środku pola. Właściwie same pozytywne opinie można snuć o każdym z piłkarzy Barcelony i widać, że czas pracuje na korzyść Xaviego. Składał ten zespół powoli, mozolnie, usuwał graczy których nie chciał a stawiał na tych, co do których widzi wspólną przyszłość. W futbolu zawsze jest tak, że to trener składa zespół, uczy ich swojej wizji zwyciężania, a później to stworzony przez trenera zespół pracuje na jego dobre imię. W takich drużynach jak Barcelona, trzeba zdobywać trofea, presja towarzyszy pracy zespołu ogromna i jeśli w gablocie wciąż są puste miejsca na kolejne puchary, to wszyscy są w tarapatach. Dzisiaj triumfuje Barcelona a w kłopoty wpadł Real Madryt. I nie chodzi tu tylko o porażkę z odwiecznym rywalem ale styl w jakim Real przegrał. Trudno jako pozytyw pokazywać bramkę zdobytą przez Benzemę w ostatniej sekundzie meczu. Oczywiście ona się liczy jako trafienie honorowe, ale nie zmienia niczego w ocenie drużyny. Ancelotti ma o czym myśleć, oczywiście jeśli ten czas na myślenie dostanie, bo takie porażki jak dzisiejsza bardzo trudno jest przełknąć władzom klubu. Brawo Barcelona i oby tę formę utrzymała do końca sezonu.