Kiedy czytam o atakach wojsk rosyjskich na miejscowość Krzywy Róg, to natychmiast wracają wspomnienia meczu jaki odbył się w Krzywym Rogu pomiędzy drużyną z Dniepropietrowska a Legią Warszawa w europejskich pucharach. Już sama podróż do Krzywego Rogu była specjalnym przeżyciem. Nie można było lecieć odrzutowcem, bo zbyt wysoko się wznosił a było wiadomo, że w Dniepropietrowsku są fabryki jakiejś broni i jeszcze moglibyśmy dostrzec gdzie się te fabryki znajdują. Lecieliśmy więc samolotem desantowym ze śmigłami, z długimi drewnianymi ławami wzdłuż samolotu, z linką do zaczepiania spadochronów ponad naszymi głowami i otwieranym tyłem samolotu, którym wchodziło się i wychodziło z maszyny. Oczywiście ten samolot nie ma wyciszenia, więc huczało w środku niemiłosiernie. Bagaże postawiliśmy na środku samolotu i służyły nam jako stoliki. Jakby tego było mało musieliśmy mieć międzylądowanie w Kijowie i wchodzili do kokpitu miejscowi piloci i oni dalej pilotowali nasz samolot, tylko im znanymi drogami. Leciał z nami nasz legendarny trener Kazimierz Górski, który wziął całą tę podróż na wesoło i razem z Lucjanem Brychczym żartowali sobie przez całą drogę rozbawiając naszą ekipę. Mecz wygraliśmy 1:0 mimo, że w zespole z Dniepropietrowska grała większość piłkarzy reprezentacji Rosji z Protasowem, Litowczenką i Krakowskim na czele. Powrót wyglądał podobnie, z tą tylko różnicą, że podczas wznoszenia do samolotu wdarły się kłęby dymu wywołując zrozumiałą panikę w zespole ale po chwili wszystko zostało opanowane i spokojnie dolecieliśmy do Warszawy. Miasto Krzywy Róg było biedne w tamtym czasie. Kolejki ustawiały się do samochodu z przyczepą z którego bezpośrednio sprzedawano ryby, zawijane w gazety. W innym miejscu kolejka ustawiła się po wiadra i siekiery, więc trudno było wybierać się na spacer z drużyną. Mecz był ciężki, chyba jeden z najcięższych jakie pamiętam w futbolu klubowym. Bardzo twardy, wręcz brutalny a sędzia z Węgier nie panował nad jego przebiegiem. Ale wygraliśmy i przeszliśmy do kolejnej rundy w europejskich pucharach. Pamiętam jeszcze trybuny, które w całości wypełnili żołnierze w długich, ciemno zielonych płaszczach. Kolorowo było tylko w jednym miejscu na trybunach, gdzie kilkuset kibiców dojechało z Polski i byli nie tylko widoczni ale również słyszalni podczas meczu. Dzisiaj trwają tam ciężkie walki i co chwila nazwa miasta przewija się w mediach. Żal tego miasta, żal tych ludzi, którzy tam żyją i tylko nie żal wspomnień jakie nam pozostały, związanych z tamtą drużyną, z tamtym meczem i z tamtym miastem.