Przegraliśmy w Słowenii 0:2 i zmienił się trochę klimat wokół reprezentacji. To normalne i naturalne. Wszyscy chcieliby aby reprezentacja tylko zwyciężała ale czasem się po prostu nie da. W Słowenii byliśmy słabsi od rywala, byliśmy słabiej przygotowani do meczu, mniej zdeterminowani w grze o zwycięstwo, a czasami zupełnie bezradni tak w ataku jak i w obronie. Jeśli przez 90 minut tak znakomici piłkarze jak Lewandowski czy Piątek, nie mają ani jednego podania, po którym mogliby uderzyć na bramkę, to już jest to powód do alarmu. A skoro takiego podania nie było, to tylko świadczy źle o formacji pomocy i naszych rozgrywających, którzy takiego podania nie są w stanie dograć. Jeśli dodać do tego, że środkowi obrońcy nie bardzo wiedzieli jak się wzajemnie asekurować, a nie mając za bardzo komu podać piłkę, starali się wysokim podaniem zatrudnić naszych napastników, co akurat w tym meczu było zupełnie bezproduktywne, to tak naprawdę nie ma za co pochwalić naszych rozgrywających. Czasem taki mecz się przytrafi, ale nie wolno niczego uogólniać. Każdy mecz jest inny i za chwilę zagramy z Austrią, pokonamy ich w Warszawie i znakomity klimat wokół drużyny znowu powróci. Tak to jest w futbolu, że nie ma po meczu w ocenach gry zespołu szarego koloru, wszystko jest albo czarne, jak po meczu ze Słowenią albo białe, jak to było dotychczas. Z pewnością mecz w Słowenii uświadomił nam, że nie jesteśmy jeszcze aż tak dobrym zespołem, jak wszyscy sobie wyobrażaliśmy i że nie możemy sobie pozwolić na grę bez maksymalnego zaangażowania, bez utrzymywania dyscypliny przy stałych fragmentach gry, czy próbować wygrywać mecze bez oddania strzału na bramkę. Porażka w Słowenii, nie jest powodem do paniki, bo przecież rzadko zdobywa się mistrzostwo samymi zwycięstwami. Jesteśmy na pierwszym miejscu w grupie mamy w miarę bezpieczną przewagę nad resztą peletonu i zdrowych, przygotowanych do gry zawodników. Mecz ze Słowenią to już historia, a nową kartę do zapisania otworzy mecz z Austrią. Zwycięstwo z Austriakami zatrze złe wspomnienie o Słowenii i ponownie da nam pozytywnego kopa, na drodze do finałów ME. Spotykamy się dzisiaj na Narodowym, aby doping pomógł naszym piłkarzom w zdobyciu kolejnych trzech punktów. A więc do boju Polsko, jak śpiewał dawniej Marek Torzewski.