Marzenia Tottenhamu na wielki sukces w Lidze Mistrzów już w tym roku przeszły do historii. Trudno było przewidywać, że po pierwszym meczu, w którym Juventus zremisował na własnym boisku 2:2 z Tottenhamem, będzie w stanie zwyciężyć na Wembley. Jednak Juve to Juve, dwa strzały i dwa gole, to jest skuteczność godna mistrzów. I chociaż Juventus tradycyjnie grał twardo i bronił znakomicie własnej bramki, prawie wszystkimi zawodnikami, to zdobycie dwóch bramek w meczu wyjazdowym wystawia temu zespołowi znakomitą ocenę. Juventus nie gra widowiskowo, a wręcz ma wiele takich momentów w trakcie meczu, że po przechwycie piłki nie ma za bardzo do kogo podać piłkę do przodu i piłkarze wybijali piłkę jak najdalej od własnej bramki, świadomie oddając futbolówkę przeciwnikowi. Głęboko cofnięci, skoncentrowani na walce o piłkę wokół własnej szesnastki, nie dali wielkich szans Tottenhamowi na stwarzanie sobie wielu sytuacji bramkowych. Od czasu do czasu Juventus sam kontrował i wtedy się okazywało, że mają wystarczające doświadczenie aby wypracować sobie pozycję strzałową, którą Dybala znakomicie zakończył, dając jednocześnie prowadzenie Juventusowi i awans swojej drużynie. Mecz nie był łatwy dla arbitra. Polski sędzia Szymon Marciniak, gdyby chciał, to mógłby podyktować w tym meczu nawet cztery rzuty karne, ale doświadczenie zdobywane na naszych boiskach, korygowane przez system VAR, dało o sobie znać i sędzia doprowadził mecz do końca bez jedenastek. Wypada mieć nadzieję, że teraz doświadczenia zdobyte przez naszych arbitrów na poziomie Ligi Mistrzów, będą procentowały w pracy również na polskich boiskach. Wiele mówi się w Europie na temat Kane, najlepszego strzelca Tottenhamu, przymierzanego medialnie do wielkich klubów z Realem na czele, ale gdyby oceniać Kane tylko na podstawie meczu z Juventusem na Wembley, to chyba nikomu by się nie śpieszyło aby go pozyskiwać. Tottenham może już koncentrować się wyłącznie na meczach we własnej lidze, a Juventus ma jeszcze wszystkie szanse przed sobą, tak w lidze włoskiej, jak również na poziomie Ligi Mistrzów. Okazuje się, że mało widowiskowa ale skuteczna gra nadal bardzo popłaca, mimo że końcówkę w meczu przeżyliśmy w stajni, w gronie przyjaciół.