Alleluja Pan zmartwychwstał. Samych radosnych nowin w czasie Świąt Wielkanocnych dla całej naszej sportowej rodziny życzy Jerzy Engel. Kluby sportowe zmuszone są rywalizować w Wielką Sobotę. Polonia Warszawa wybrała się aż do Rybnika, gdzie czekał na nią gospodarz czyli II ligowy ROW 1964 Rybnik. Obydwa zespoły nie należą do czołówki drugiej ligi i wiadomo było, że będzie to widowisko pełne walki i determinacji w grze o zwycięstwo ale wielkiego futbolu się nie zobaczy. Dla gospodarzy był to bardzo ważny mecz, bo gdyby udało się piłkarzom ROW zgarnąć trzy punkty to odskoczyliby na bezpieczniejszą odległość od strefy spadkowej. W jeszcze trudniejszej sytuacji była Polonia, która jest na miejscu spadkowym i porażka w Rybniku z pewnością spowodowałaby zachwianie wiary w końcowy sukces i utrzymanie się na II ligowym poziomie. Jak przypuszczano mecz nie był wielkim widowiskiem. Silniejsi fizycznie i roślejsi zawodnicy z Rybnika włożyli wiele wysiłku w pierwszą połowę meczu, ustawili strefę obronną daleko od własnej bramki i poprzez wysoki pressing starali się zdobywać szybko odbierać Polonistom piłkę. Grali często pod faul w bocznych sektorach boiska, bo dla nikogo nie jest tajemnicą, że większość bramek Rybniczanie zdobywają właśnie po stałych fragmentach gry. Tak stało się i tym razem, dobrze uderzona z rzutu rożnego piłka w pole karne Polonii spadła wprost na głowę napastnika gospodarzy, który ubiegł Marcina Bochenka i było 1:0 dla Rybniczan. Poloniści starali się odrobić straty ale strzał Marczaka trafił wprost do rąk bramkarza gospodarzy, a Krystian Pieczara minimalnie spóźnił się z dobiciem piłki dobrze podanej przez Mariusza Marczaka wzdłuż bramki gospodarzy. Po przerwie już dominowała na boisku Polonia, ale mimo wielu dośrodkowań i uderzeń na bramkę wynik pozostawał niezmienny. Pod koniec meczu nadzieje Polonii na korzystny wynik jeszcze bardziej zmalały, kiedy sędzia meczu, prowadzący do tego momentu poprawnie zawody, pokazał drugą żółtą kartkę po niegroźnym faulu Donatasa Nakrosiusa w środkowej strefie boiska a w konsekwencji kapitan Czarnych Koszul ujrzał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko. Ten fakt podziałał jeszcze bardziej mobilizująco na Polonistów. Mimo gry w osłabieniu, zepchnęli Rybniczan do głębokiej obrony, zamknęli gospodarzy na ich połowie i stwarzali coraz klarowniejsze sytuacje strzałowe. Najpierw Marcin Kluska próbował zaskoczyć bramkarza gospodarzy uderzeniem bezpośrednio z rzutu rożnego w górny róg bramki ale bramkarz wybił piłkę na kolejny rzut rożny. Kilka minut potem, do prostopadłego podania Mariusza Wierzbowskiego za plecy obrońców ROW-u dopadł Cezary Sauczek i będąc sam na sam z bramkarzem został staranowany przez obrońcę gospodarzy. Sędzia włożył gwizdek do ust ale po chwili zawahał się, słysząc najprawdopodobniej coś w słuchawce od sędziego technicznego i rzutu karnego nie podyktował. Swoją drogą jak sędzia techniczny stojący pięćdziesiąt metrów od zdarzenia poza linią boczną boiska może cokolwiek podpowiadać głównemu, gdy tamten jest tuż obok akcji. Ale karnego nie odgwizdano i mecz toczył się dalej. Wreszcie po indywidualnej akcji Mariusza Marczaka piłka trafiła do Bartosza Wiśniewskiego, ten dośrodkował w pole karne a tam Rafał Zembrowski wepchnął piłkę do siatki wyrównując wynik na 1:1. Mimo ciekawych akcji z obu stron w końcówce spotkania, wynik nie uległ zmianie i drużyny podzieliły się punktami, wynosząc z boiska do domu małą, pozytywną, przynajmniej jednopunktową nowinę, która z pewnością pozwoli obu ekipom w spokojniejszej atmosferze spędzić Wielkanocne Święta.
WESOŁYCH ŚWIĄT.