Mecz Lechii z Legią zapowiadał się jako hit kolejki. Kiedy gra lider z wiceliderem, można się spodziewać dobrego widowiska. Ale tym razem widowiska nie było. Obydwa zespoły dobrze blokowały dostępu do własnej bramki, ale dwukrotnie zespołom udało się doprowadzić do klarownych sytuacji. W pierwszej połowie znakomitą sytuację stworzyła sobie Legia, ale Michał Kucharczyk nie zauważył zupełnie nie obstawionych kolegów w polu karnym. Po przerwie, a właściwie pod koniec meczu swoją szansę miała Lechia, ale Sobiech nie trafił z bliskiej odległości do pustej bramki.Więcej w tym meczu straciła Lechia. Gdyby Lechia ten mecz wygrała, odskoczyłaby na osiem punktów od Legii i znacznie zwiększyłaby swoją szansę na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Wiedział o tym dobrze trener Piotr Stokowiec i zaryzykował w końcówce meczu, wpuszczając wszystkich swoich najlepszych ofensywnych piłkarzy na boisko. Gdyby Sobiech celniej przymierzył ten manewr okazałby się skuteczny. Ale Sobiech spudłował i pozostało nadal pięć punktów przewagi, co jest niezłą zaliczką ale niekoniecznie wystarczającą aby być spokojnym wygrania ligi. W tym meczu nie było ani jednej indywidualności, która umiałaby przesądzić o wyniku meczu. Fornalik, Mamrot, Stokowiec to trzej polscy trenerzy prowadzący zespoły walczące o tytuł mistrzowski i miejsca premiowane grą w europejskich pucharach. Przeciwko nim Sa Pinto, najbardziej emocjonalna i malownicza postać szkoleniowca w naszej lidze. Wszystkim będzie jednakowo trudno, bo zespoły nie mają gwiazd, są bardzo wyrównane i każdy mecz, może się zakończyć wynikiem trudnym do przewidzenia. Najprawdopodobniej zadecydują mecze z zespołami, które nie będą w czołówce Ekstraklasy. Kto straci mniej tak zwanych głupich punktów, ten może sięgnąć po tytuł. Ale to przyszłość a dzisiaj, Legia utrzymała 5-cio punktową stratę i wróciła z punktem z bardzo trudnego terenu w Gdańsku.