NIE JEST ŁATWO ZARZĄDZAĆ KLUBAMI

Co jakiś czas media informują o kłopotach finansowych, jakie dotykają nasze kluby sportowe. Wiele klubów już poznikało z polskiej mapy sportowej, z powodów finansowych, a inne starają się w bardzo trudnych warunkach wiązać koniec z końcem. Najwięcej mówi się i pisze obecnie o krakowskiej Wiśle, ale przecież wiele klubów w różnych klasach rozgrywkowych jest w podobnej sytuacji, tylko nikomu nie zależy na rozgłosie. Nie dotyczy ten problem wyłącznie piłki nożnej, albowiem niedawno dowiedzieliśmy o czołowym klubie siatkarskim, który jeszcze walczy ale wiadomo, że nie będzie łatwo podnieść się po upadku. Zaufanie do klubu tracą sportowcy i korzystając z szansy łatwego odejścia z klubu, zmieniają pracodawcę i grają dalej. Piłka nożna jest najbardziej nośna, najpopularniejsza i najbardziej medialna, dlatego o klubach piłki nożnej mówi się i pisze najwięcej. Oczywiście szkoda jest każdego klubu, ale szczególnie przykro jest, kiedy problem dotyczy klubów zasłużonych dla polskiego sportu, które mają długoletnią historię a w obecnej sytuacji w jakiej się znalazły, zupełnie nie wiedzą jak sobie poradzić. Kluby cierpią często z powodu małego wsparcia samorządów miejskich, bo przecież nie tworzą widowisk i nie organizują sportu dla kogoś z zewnątrz ale dla tysięcy osób związanych z lokalnym samorządem, mieszkających w tym samym mieście i utożsamiających się z klubem.  Piłkarze i trenerzy z reguły nie obnoszą się ze swoim problemem zbyt szybko. Czekają miesiącami nie pobierając pensji i czekają wierząc że nadejdzie rozwiązanie. Wiadomo, że jeśli wystąpią do PZPN o rozwiązanie kontraktu z winy klubu, to może być to powód do odebrana klubowi licencji, a wtedy kłopoty z odzyskaniem utraconych zarobków mogą być jeszcze trudniejsze. Dlatego z reguły w klubach wybiera się mniejsze zło, czyli dochodzi się do polubownego załatwienia sprawy i każdy na tym traci. Klub traci, bo odchodzi dobry zawodnik bez odstępnego.  Piłkarz traci, bo nie odzyskuje pieniędzy, na jakie podpisał kontrakt. A wyjście jest proste. Jeśli klub przedkłada w PZPN dokumenty prognozujące budżet roczny, to nie powinno być uznane to, co nie jest finansowo pewne. A takich niepewnych zapisów jest w tych dokumentach bardzo wiele i na ich bazie kluby otrzymują licencje. I tu jest największy problem, bo piłkarze i trenerzy podpisują kontrakty z klubem, mając pewność, że otrzymanie licencji przez klub, jest gwarancją zabezpieczenia kontraktów. I największą pretensję powinni mieć do ludzi, którzy taką licencję przyznali. Kluby dostają co roku konkretną kwotę, gwarantowaną przez spółkę Ekstraklasa. I właśnie suma podpisanych kontraktów powinna być gwarantowana przez Ekstraklasę przynajmniej do tej kwoty, która jest gwarantowana i wypłacana z miesięcznymi ratami, równymi wartości kontraktów zawodników i trenerów w klubie. W takim przypadku, klub i zatrudnieni w nim ludzie, przynajmniej w jakiejś części swoich kontraktów będą zabezpieczeni. A resztę będą już brali na swoje ryzyko.  Mówimy w sporcie, że jeśli wysokość wszystkich kontraktów będzie się wahała w przedziale 50-60% budżetu klubowego, to nie będzie żadnego problemu z płynnością finansową w klubie. Jeśli się takiej dyscypliny finansowej nie będzie w stanie utrzymać lub z innych względów klub nie będzie w stanie ułożyć takiego budżetu, to niestety trzeba zjechać z wysokością kontraktów i na nowo spojrzeć na przyszłe wydatki. To oczywiście nie jest łatwe, bo trzeba odtrąbić odwrót i starać się osiągać wyniki na miarę oczekiwań kibiców, zupełnie nowym, tańszym składem. Czasem nie da rady się utrzymać w lidze, grając słabszym składem, a czasem wyniki mogą być w miarę satysfakcjonujące i może da się przeczekać trudny dla klubu czas, zmieniając na niższe cele stawiane przed zespołem. Czasami pomóc może zmiana zarządu i nowi ludzie, którzy obejmą rządy, bo mogą  mieć nowe, lepsze spojrzenie na pracę klubu i potrafią znaleźć środki na odrodzenie zespołu. Wisła Kraków stanęła przed takimi dylematami. Dobrze, że chce pomóc miejscowy Związek Piłki Nożnej. Trochę droczy się z klubem samorząd miejski ale wypada mieć nadzieję, że w końcu pomoże i Wisła stanie na nogi. W przeszłości za mniejsze długi nie wydawano licencji klubom i degradowano do niższych lig. Oby nie musiała przeżywać takich koszmarów Wisła Kraków, bo Ekstraklasa na długo straci kolejną, wielką firmę ze swojego cennego portfolio.